LGKS 38 Podlesianka Katowice

Osoby Dawida Brehmera nie trzeba kibicom przedstawiać, szczególnie tym w Podlesiu, gdzie w barwach miejscowej Podlesianki rozegrał właśnie swój 400 mecz (z Pogonią Imielin 2:1). Z tej okazji postanowiliśmy zrobić szybki “research” tych 400 meczów i wypytaliśmy samego zawodnika o to i o tamto… 

Rafał Sacha: Gratulacje z okazji 400 meczu w barwach Podlesianki…

Dawid Brehmer: Dziękuję bardzo! Na pewno jest to miłe spędzić w jednym miejscu tyle czasu i wyśrubować jeden z najwyższych wyników liczbowych w historii klubu. Kawał historii i przede wszystkim setki ludzi, których w tym czasie poznałem. Ludzie w tym wszystkim są najważniejsi, liczby to ostatecznie tylko liczby…

RS: Pamięta Pan swój pierwszy mecz w barwach Podlesianki?

DB: Rok 2002. Przychodziłem do klubu jako zdolny piłkarz Ruchu Chorzów, ale to, co zastałem w klubie, przerosło mniemanie młodego, gniewnego młodzieżowca o okręgówce. Chciałem pogodzić grę w piłkę ze studiami, stąd wybór niższej ligi i możliwość brylowania w każdym meczu, ale okazało się, że trzon zespołu stanowią w 80% ludzie grubo po 30-tce grający wcześniej na poziomie II-III ligi, głównie z Górnika MK Katowice i Rozwoju Katowice. Zderzenie z piłką seniorską na Podlesiu było, więc brutalne, stąd zadebiutowałem dopiero w 10 kolejce w meczu z Zagłębiakiem Dąbrowa Górnicza. By przekonać starszyznę trzeba było ostro zapieprzać na treningach. Złote czasy Prezesa Eugeniusza Wiatraka – szkoda, że nie zakończone spektakularnym sukcesem, gdyż środki finansowe i skład personalny na awanse na pewno wtedy były.

RS: Który z tych Wszystkich meczów zapadł Panu najbardziej w pamięci?

DB: Jeśli miałbym wymienić takie spotkanie, muszę poprosić o wskazanie… minimum dwóch. Pierwsze z nich to sezon 2012/2013, czyli okres, w którym robiliśmy awans do IV ligi, tocząc niesamowite boje z obecnymi 4 –ligowcami – Grodźcem Będzin, Wartą Zawiercie i Przemszą Siewierz. Wybór pada jednak na mecz z Uranią w 26 kolejce, który według mnie miał kluczowy wpływ na nasz późniejszy awans. Do 70 minuty spotkania przegrywaliśmy 1-4, by ostatecznie w 20 minut odwrócić losy spotkania do wyniku 5-4 dla nas! Po tym spotkaniu wiedzieliśmy, że już nic nas nie wytrąci z drogi po mistrzostwo! Drugie spotkanie, to chyba najbardziej spektakularny mecz w najnowszej historii klubu. Pojedynek na szczycie w sezonie 2018/2019 w domowym meczu z AKS Mikołów. Na trybunach nadkomplet, czyli grubo ponad pół tysiąca widzów. Szczelnie wypełniona „klatka” setką kibiców gości, kontra 400 podleskich gardeł… Ciągły doping i ogromna przewaga Podlesianki na boisku. Zwycięstwo 3-0 przy takiej atmosferze, żywiołowym dopingu tak licznej publiki było absolutnym topem tego, co przeżywałem na boisku, jako piłkarz niemający nigdy do czynienia ze szczeblem centralnym. Były również inne wspaniałe mecze – pojedynek zakończony konkursem karnych w Pucharze Polski z legendarnym Ruchem Chorzów, czy batalia w 4 lidze z kroczącym od awansu do awansu GKS-em Jastrzębie. Oj, będzie co kiedyś opowiadać.

RS: Szczególnie ten mecz pierwszy mecz robi wrażenie, a na meczu z AKS miałem okazję być i potwierdzam!, a którego z trenerów najbardziej Pan wspomina z tego okresu?

DB: Przez ten okres spotkałem w klubie bodajże 10 trenerów i od każdego można się było czegoś nauczyć. Oczywiście jak to w piłce, zdarzają się trenerzy lepsi i gorsi, tym bardziej w ligach amatorskich. Myślę, że mimo wszystko miałem szczęście do większości szkoleniowców. Miło wspominam okres za trenera Mirka Woźnicy, u którego wydaje mi się osiągnąłem swoją optymalną i chyba najlepszą w życiu dyspozycję. Pewnie poszedłbym wtedy grać ciut wyżej, ale na przeszkodzie stanęła pierwsza i niestety nie ostatnia kontuzja więzadeł krzyżowych w kolanie. Na pewno ogromny sentyment mam również do współpracy z Rafałem Bosowskim, który sportowo doprowadził nas na absolutny szczyt naszych możliwości, czyli do IV ligi. Pełen profesjonalizm w treningu i duża charyzma, to na pewno było to, co cechowało popularnego Apiego. Najnowsze czasy, kiedy od 4 sezonów wygrywamy zdecydowaną większość meczów, to już czas „młodzieży” trenerskiej, najpierw trener Daniel Kaczor, któremu do awansu brakowało „centymetrów” w sezonie 2017/2018 (a dokładnie mówiąc 1 punktu), oraz obecnie Trener Damian Ostrowski, który ma wszelkie predyspozycje, by w końcu doprowadzić nas do upragnionego sukcesu. Statystycznie to ostatni z nich ma najlepszą średnią zdobywanych punktów w całej historii klubu. Miło by było niedługo „zepsuć” mu ten bilans zdecydowanie trudniejszymi meczami w 4 lidze (śmiech).

RS: Spotkał Pan również w tym czasie wielu zawodników. Czy był ktoś, kogo Pan wspomina najbardziej, kogoś kto był najbardziej nietuzinkowy, że tak to ujmę?

DB: Przez cały okres gry w Podlesiu spotkałem wielu nietuzinkowych piłkarzy. Choć to tylko liga amatorska, to ludzi grających na szczeblu centralnym, kończących bogate kariery w Podlesiance lub uzdolnionych, było naprawdę wielu i chyba wymienienie jednego z nich byłoby niesprawiedliwe wobec reszty. Niemniej jednak największym sentymentem darzę jeden sezon, w którym miałem okazję występować na środku pomocy z bratem Dietmarem. On kończył wtedy bogatą karierę piłkarską awansem do Ekstraklasy z Polonią Bytom i rozpoczynał pracę jako trener. Po moich namowach zdecydował się przez jeden sezon łączyć jeszcze pracę trenerską z grą w piłkę i powiem szczerze, że nigdy wcześniej, ani nigdy później nie spotkałem w swojej przygodzie z piłką równie profesjonalnego podejścia do meczów i treningów, jakie miał on. Smaczku dodaje fakt, iż w tamtym czasie trzecim środkowym pomocnikiem w naszym tercecie był obecny prezes Rozwoju i wychowawca Arka Milika – Sławek Mogilan.

RS: Czy były jakieś momenty przez ten czas, kiedy miał Pan ochotę zostawić Podlesie? Miał Pan już najzwyczajniej “dość” tego klubu?

DB: Na pewno 17 lat w jednym klubie to okres, w którym człowiek może mieć czasami dosyć piłki. Szczególnie bolesne były dwie kontuzje, które wymagały operacji i żmudnej półrocznej rehabilitacji (dwukrotne zerwanie więzadła krzyżowego w 2006 i 2008). Jeżeli chodzi o taki aspekt trochę pozasportowy, to przyznam się, że najcięższy dla mnie jest ostatni okres, kiedy bardzo mocno napompowaliśmy machinę medialną klubu, przez co radykalnie uaktywniły się pokłady hejtu, zazdrości, czy zwykłej wrogości ze strony różnych źle życzących. To sprawia, że często zastanawiam się czy warto dalej to ciągnąc i czy granica pasji, która ma sprawiać przyjemność nie została właśnie przekroczona. Ostatecznie zawsze wygrywa chęć pokazania, że mimo przeciwności losu dam radę. W piłce przetrwają tylko najsilniejsi psychicznie i odporni na krytykę.

RS: Kibice lubią anegdoty. Czy mógłby Nam Pan opowiedzieć jakąś? Na pewno wśród tych 400 meczów wydarzyło się coś, co wspomina Pan z uśmiechem na twarzy…

DB: Na pewno takich momentów było dużo, ciężko je spamiętać i w większości były to jednak żarty sytuacyjne, które ciężko opisać bez wskazania głębszego kontekstu. Ale gdybym miał wybrać jedną, to pamiętam, że jak w sezonie 2010/2011 walczyliśmy do ostatniej kolejki o utrzymanie w okręgówce, potrzebowaliśmy remisu z ówczesnym Millenium Wojkowice i finalnie go osiągnęliśmy. Po meczu jeden z naszych zawodników – Grzesiu Gajda wpadł w euforię i rzucił kibicom, których była dosłownie garstka, swoją koszulkę meczową. Na drugi dzień w klubie była ogromna awantura, bo okazało się, że kolega zdekompletował nam stroje i nakazano mu odszukać kibica, który zgarnął tą koszulkę. Komunikat naszego gospodarza był prosty – to nie liga mistrzów, a komplet strojów ma wystarczyć na kolejny sezon (śmiech).

RS: Co jest takiego wg. Pana w klubie z Podlesia, że zakotwiczył w nim Pan tak długo?

DB: Cały klimat na Podlesiu jest świetny. Niby dzielnica Katowice, ale czujesz się trochę jak na wsi za miastem. Dużo zieleni i zero blokowisk. Oczywiście sercem Podlesianki jest obiekt, który niezmiennie stoi na dużo wyższym poziomie niż klub, który na nim występuje. Murawa mogłaby śmiało gościć kluby szczebla centralnego. To na pewno powoduje, że każdy trening i mecz to duża przyjemność. Ogólnie rzecz biorąc – wrosłem w ten klub przez te wszystkie lata i to taka świadoma, w pełni dojrzała miłość, choć często niełatwa.

RS: Jest Pan osobą bardzo charakterną. Jak przystało na prawdziwego Kapitana przez duże K, to bardziej przeszkadza, czy pomaga Panu na boisku? Często z tej okazji dochodzi na boisku do scysji z sędziami, czy kolegami z innych drużyn… Jak Pan to widzi?

DB: Wydaje mi się, że grając już tak długo człowiek nabiera coraz większego szacunku do innych osób, z którymi przez te wszystkie lata spotyka na boisku. Choć jestem człowiekiem charakternym, to cenię podczas meczu przyjazne relacje z rywalami, czy sędziami. Oczywiście proszę nie mylić tego z agresja boiskową, myślę, że każdy rywal jest świadomy, że nogi w ważnym pojedynku na pewno nie odstawię i żadne sentymenty tego nie zmienią. Zdarzają się sytuacje nerwowe, ale przyznam się szczerze, że im jestem starszy, tym większy dystans mam do boiskowych spięć niezwiązanych z grą. Oczywiście zdarzają się rywale, którym musisz odpowiedzieć werbalnie na zaczepki, ale przez dotychczasowy okres gry zdarzyło mi się zaledwie kilka kartek za niesportowe zachowanie.

RS: Słowo należy się też kibicom, którzy jak na tą ligę prezentują się rewelacyjnie… Jak przez ten czas grania w Podlesiu Pan Ich pamięta?

DB: Przez 17 lat gry w Podlesiu ruch kibicowski ewoluował. Od klasycznej loży szyderców, kiedy nie było jeszcze trybuny krytej na Sołtysiej, poprzez pierwszy zorganizowany klub kibica, który wspaniale wspierał nas w walce o awans do 4 ligi w sezonie 2012/2013. Spadek z 4 ligi był gorzka pigułką i wielu ludzi się od nas wtedy odwróciło i mocno krytykowało. Od roku 2016, kiedy poziom sportowy klubu ponownie bardzo się podniósł, nasi kibice się odrodzili i mocno nas wspierają, w formie i ilości, która jest sporym ewenementem na poziomie Klasy Okręgowej. Prowadzą zorganizowany doping, mają swoje „fany”, gadżety klubowe i często dominują dopingiem również na spotkaniach wyjazdowych. Niemniej jednak jako osoba związana z klubem nie tylko na dobre, ale również na złe czasy, powiem, że jakakolwiek działalność antagonistyczna w stosunku do innych klubów lub osób, nie powinna mieć miejsca, gdyż negatywnie wpływa na ogólny wizerunek klubu. Uważam, że wszystkie siły musimy wspólnie ukierunkować na wspieranie zespołu, dla którego ten sezon jest absolutnie kluczowy. Na końcu dodam, iż szanujemy wkład fanów w rozwój klubu, nie tylko na niwie kibicowskiej, ale również i społecznej. Dzięki ich zaangażowaniu trzykrotnie wygraliśmy dofinansowanie z Budżetu Obywatelskiego na nasz obiekt. Powstała już tablica wyników, nowe krzesełka w barwach klubowych, a w obecnym roku profesjonalna siłownia w budynku klubowym.

RS: Wróćmy do ligi obecnej… Zagraliście już kilka meczów, poznaliście innych rywali… Co mógłby Pan powiedzieć o poziomie tych meczów i krótko scharakteryzować te zespoły?

DB: My w Podlesiu nazywamy roboczo naszą ligę – „Little Champions League” i powiem szczerze, że ta żartobliwa nazwa ma w sobie sporo prawdy. Poziom Grupy Mistrzowskiej jest niesamowicie wyrównany i nie ma jednego żelaznego faworyta. Każdy jest w stanie wygrać z każdym, co już pokazały dotychczasowe kolejki. To zdecydowanie najmocniejsza Liga Okręgowa, w której miałem przyjemność grać. Może nie jest ona sprawiedliwa (zerowanie punktów), ale za to niesamowicie widowiskowa.

RS: Czego życzyć Dawidowi Brehmerowi. Kolejnych 400 meczów w barwach Podlesianki, czy może zamieniłby Pan te życzenia na to, by zrobić awans do 4 ligi (uśmiech)?

DB: Zdecydowanie awansu! Powrót do 4 ligi byłby dla mnie fajną klamrą, która spięłaby mój pobyt w tym klubie. Nie ukrywam, że do końca mojej przygody z piłką jest już zdecydowanie bliżej niż dalej, dlatego zrobię wszystko, by razem z zespołem powalczyć o ten sukces. Sport jest jednak bardzo nieprzewidywalny i czasami wręcz niesprawiedliwy, dlatego mimo dużej determinacji z pokorą podchodzę do bieżących rozgrywek. Wygrać mogą tą ligę przynajmniej 4 zespoły, a walka o prymat potrwa do ostatniej kolejki. Poza aspektem stricte piłkarskim poproszę o życzenia powodzenia w realizacji mojej drugiej największej pasji, jaką jest turystyka górska i podróże. Już teraz zacieram ręce na posezonowy urlop i systematyczne otwieranie się świata po pandemii.

RS: Czy chciałby Pan coś dołożyć od siebie?

DB: Dziękuję serdecznie za możliwość udzielenia wywiadu i życzę wszystkim zespołom, by powrót kibiców na stadiony dał pozytywnego kopa na finiszu ligi! Pozdrawiam serdecznie Redakcję Lokalnej Piłki, oraz Wszystkich jej Czytelników!

RS: My również dziękujmy za rozmowę i życzymy w takim razie zdobycia wielu szczytów górskich i osiągnięcia upragnionego “szczytu” jakim jest awans ze swoim zespołem do IV ligi!

 

To jeszcze nie koniec!

Udało nam się skontaktować z bratem pana Dawida, trenerem Dietmarem Brehmerem i poprosiliśmy o komentarz do sezonu, kiedy to mógł bronić barw Podlesianki właśnie ze swoim bratem Dawidem. Dziękujemy! Oto co nam powiedział:

Diethmar Brehmer: Kończąc swoją karierę piłkarza, a zaczynając pracę jako trener otrzymałem propozycję od mojego brata, żeby spróbować pomóc Podlesiance w walce o awans. Był to klub dobrze zorganizowany z niezłymi piłkarzami i chętnie się zgodziłem. Oczywiście priorytetem były mecze mojego zespołu “Młodej Ekstraklasy” Polonii Bytom. Mieliśmy z bratem i innymi ówczesnymi piłkarzami Podlesia fajny okres. Byliśmy mocną ekipą i gra sprawiała nam przyjemność. Prowadził zespół trener Woźnica, a początkowo II trenerem był Marcin Prasoł. Od tego okresu mam duży sentyment do Podlesianki i zawsze im kibicuję!

 

źródło: własne, Rafał Sacha

foto: lokalnapilka.pl

 

TANIEJ U NASZYCH PARTNERÓW !!!

ODWIEDŹ NASZE PUNKTY I NA HASŁO “LOKALNA PIŁKA” OTRZYMASZ RABAT NA RÓŻNE USŁUGI i ZAKUPY:

  • MOTOGUM (usługi min. wulkanizacyjne, wymiana tarcz, klocków, filtrów) – DG Łosień
  • SABUDA (myjnia samochodowa, klimatyzacja, wymiana szyb i inne) – Sławków
  • STUDIOBO.PL (oprawa graficzna Waszej drużyny) tel: 539 957 493, mail: biuro@studiobo.pl
  • ZAMÓW TANIO PIŁKI SELECT – 530 000 566

 

RABAT UZGADNIANY NA MIEJSCU lub TELEFONICZNIE Z WŁAŚCICIELEM !!!

 

  Sengam Sport